Jakiś czas temu, wcale się jeszcze wtedy nie miało ku Świętom, wypatrzyłam w TK Maxxie figurki do szopki.
Zakochałam się w tych
sweterkach (widzicie owieczkę?!?) i musiały być moje. Małżonek
powiedział, że skoro tak, muszę im zapewnić dach nad głową. Pół dnia
lepiłam i jest. Wyszła mi mizerna cicha stajenka licha, czyli chyba
dobrze. Św. Józef, jako zawodowy cieśla, miałby zapewne obiekcje co do
sposobu zamontowania dachu, ale w sytuacji życiowej w jakiej się
znalazł, nie mógł sobie pozwolić na wybrzydzanie.
Komentarze
Prześlij komentarz