Wiele lat temu pojechałam na miesiąc do Szwecji w ramach programu studenckiego.
Był tam też chłopak, który mi się podobał. Któregoś wieczoru, gdy wracaliśmy ze wspólnego oglądania telewizji, zatrzymał się przy drzwiach mojego pokoju. Chwilę porozmawialiśmy i w zasadzie wypadałoby już powiedzieć "dobranoc", ale żadne z nas tego nie mówiło i sytuacja zaczęła robić się niezręczna.
- A może wejdziesz na kawę? - zaproponowałam.
- Bardzo chętnie.
- Ale ja nie mam kawy.
- Nie szkodzi, i tak jej nie lubię...
Dokładnie dwa lata później wzięliśmy ślub.
Kartka z art journala malowana kawą (niektóre detale tuszem w kolorze kawowym) pachnie obłędnie. Szkoda, że na zdjęciu tego nie widać.
Komentarze
Prześlij komentarz